W 7 dni dookoła kortu i ETC2016 (odc. 18/2016)

W tym tygodniu temat przewodni mógł być tylko jeden: Drużynowe Mistrzostwa Europy 2016 w Warszawie.

.
.

ETC 2016 za nami. Jak było? Dowiecie się poniżej.

PRZED.


Jeśli chodzi o promocję przed eventem, te Mistrzostwa pozostaną bardzo trudnym do dogonienia wzorem dla wszystkich chcących organizować duże squashowe turnieje w Polsce. Zastanówcie się sami: czemu wydawało nam się już przed rozpoczęciem imprezy, że warto tam być? Że będzie fajnie? Że to będzie szczególne wydarzenie? To proste: ktoś nam to powiedział, a nawet (mimo negatywnego wydźwięku) wmówił.

…wykorzystując do tego jeszcze największe media w kraju (nowe i tradycyjne). Promocja eventów jest skomplikowana, ale ogólne rządzące nią zasady są proste: to, co ludzie widzą w każdej telewizji, radiu i na dużych portalach internetowych staje się automatycznie ważne, pożądane. Kahuna i zespół skompletowany przez Sławka i Wojtka Nowisza zdawał sobie z tego sprawę. Atmosferę podgrzewano już na kilka miesięcy przed, zadbano o profesjonalnego grafika, pilnującego spójnego wizualnego przekazu, a Kahuna pojawiała się w mediach częściej niż wszystkie wcześniejsze squashowe wydarzenia razem wzięte.

Dla porównania, do Mistrzostw Polski pozostał miesiąc, a prawdopodobnie jedyne miejsce w internecie, w którym istnieją, to prywatna strona ich organizatora.

W TRAKCIE.


Na miejscu byłem dopiero od piątku więc pierwsze dwa dni oceniam z odległości. I wygląda to tak: zadbano o to, żebym mógł sobie wygodnie wybierać każdy kort jaki mi się podoba i właściwie cały dzień oglądać squasha. Kiedy w pierwszy dzień kibice narzekali, że na urządzeniach mobilnych nie mogą przechodzić między kortami, już następnego dnia Kahuna zmieniał sposób streamingu, spełniając życzenie fanów. Poza tym na bieżąco dostawaliśmy najlepsze fotki od doświadczonego squashowego fotografa, Pawła Dziurzyńskiego.

Kilka fajnie oddających klimat turnieju zdjęć jego autorstwa:

WRESZCIE NA MIEJSCU.


Zacznę od anegdoty.

– Cześć, kiedy przyjechałeś?
– Niedawno, może z godzinę temu.
– I co, zdążyłeś już kogoś obsmarować?
– Słucham? Nie.
– Aha. To słabo, na pewno nic?
– No, może trochę rzuciło mi się w oczy, że część władz i kierowników biur PFS siedziała w dobrze zaopatrzonej strefie VIP przy korcie (gdzie miejsce dla zwykłych ludzi kosztowało 5.000zł) chyba jeszcze zanim na miejscu zaczął urzędować barman.

Widok, o którym mówiłem w powyższym dialogu, to był jeden z niewielu zgrzytów na początek. Wszystko poza tym wyglądało naprawdę dobrze. Oczywiście kibicowanie na kortach w środku klubu było trochę utrudnione dla większej ilości osób, ale Kahuna nadrabiała to dużą strefą przygotowaną wyłącznie dla zawodników, strefą relaksu dla wszystkich gości ETC, ogródkiem z leżakami i dmuchanym zamkiem, z którego chętnie korzystały dzieci.

„TUTAJ NIE DA SIĘ W TEJ CHWILI GRAĆ”.


Jeśli chodzi o squasha, to dotarłem do Kahuny w samą porę na ciekawie zapowiadający się półfinał Anglia-Szkocja. Zanim słowo o nim, to słowa uznania dla Szkotów, że zagrali w najmocniejszym składzie, mimo że nie byli faworytem. W podobnej sytuacji Niemcy np. uznali, że w półfinale z Francją nie ma sensu wystawiać Simona Rosnera. Rozumiecie? W półfinale Mistrzostw Europy. Na szczęście los ich pokarał i przegrali mecz o brązowy medal ze Szkotami.

…ale wracając do piątku. Jedną z atrakcji wieczoru miał być mecz jedynek, Jamesa Willstropa z Alanem Clynem. Zaczął się leniwie, bo Jimbo praktycznie nie ruszał się po korcie i przegrał seta gładko 11:4. Na początku drugiego zrobiło się kuriozalnie, bo Willstrop wyszedł z kortu i jak zdawało się wszystkim, mówi, że kort trzeba gruntownie przetrzeć, bo on nie może tam grać (stał w tym momencie jakoś metr poza kortem, podpierając się na rakiecie jakby nie mógł oddychać).

Z trybuny na dół zszedł sędzia, żeby zapytać o co chodzi i po tym, jak Willstrop szepnął mu coś na ucho, arbiter poprosił ekipę czyszczącą kort, żeby się wycofała. O co chodziło?

Jak się dowiedziałem (przy kolacji…) od kogoś siedzącego w pierwszym rzędzie, Willstrop po wyjściu z kortu powiedział „There’s a smell on there and wasn’t not me” („na korcie jest jakiś zapach i to nie ja”). Potem historię potwierdzili zapytani o nią sędziowie.

– Co mówią o takiej sytuacji zasady? – chcieliśmy wiedzieć, skoro stali już przed nami sami Roy Gingell i John Massarella, prawdopodobnie najważniejsi ludzie w sędziowskim świecie.
– No cóż, w końcu trzeba grać dalej, ale możemy pozwolić na chwilę przerwy. Jak we wszystkim w squashu, zdrowy rozsądek musi wygrywać – wyjaśnili rozbawieni.

KOMENTOWANIE.


W sobotę miałem przyjemność komentowania dnia finałowego Mistrzostw dla wszystkich oglądających w transmisji, którą na swojej głównej stronie reklamowała Wirtualna Polska. To pozwoliło mi zobaczyć pod jeszcze innym kątem jak profesjonalnie przygotowano tę imprezę. Zresztą, wrażenie robił już sam widok dwóch wozów transmisyjnych z Czech, które dzień wcześniej podjechały pod klub. Z takim zespołem to musiało się udać i podobno oglądało się przyjemnie. Uwierzcie, robiliśmy, co mogliśmy!

PS. komentuję od dłuższego czasu mecze Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego, ale tam pojedynki trwają może po 3 godziny. Tutaj zaczęliśmy o 9 rano, a skończyliśmy po 16stej. 7 godzin! Na końcu zrozumiałem czemu komentatorzy SquashTV zmieniają się właściwie co mecz (np. inna ekipa na mecz kobiet, inna na mecz mężczyzn).

PS.2. w tych krótkich rozmówkach („wywiadach”) między meczami padło bardzo wiele miłych słów dla ETC 2016. Wielką klasę pokazał przy okazji też Gregory Gaultier: kiedy podszedłem do niego poprosić o wejście przed kamerę, był jeszcze w zupełnie swoim świecie po meczu z Willstropem, głęboko wpatrzony w ścianę, zero ruchu, wściekła mina, nawet trenerzy trzymali się przynajmniej 1.5 metra z daleka. Chwilę pokręcił do siebie głową, ale 30 sekund później stał już obok mnie przed kamerą, mówiąc o tym, że robi to wszystko dla rozwoju squasha, że bardzo cieszy się, że w tygodniu w Kahunie pojawiło się też tyle dzieci grających w squasha i dopóki dzięki niemu widownia bawi się dobrze, wszystko jest okej. Prawdziwy Mistrz.

PS.3. jeśli chodzi o komplementy, moment, w którym Laura Massaro mówi, że „to najlepsze Mistrzostwa Europy na jakich była w swojej karierze” też warto zapamiętać.

komentator5

„ILE TO DLA CIEBIE ZNACZY?”.


W prawie wszystkich rozmowach, które nagrywaliśmy na żywo po meczach, pytałem zawodników i zawodniczki, „ile znaczy dla nich gra dla swojej drużyny narodowej” w takim turnieju. James Willstrop przyznał się przecież na piśmie w swojej książce, że nie przepada za rozgrywkami drużynowymi. Większość poważnych zawodników mogłaby w tym czasie zarobić jakieś pieniądze, wygrywając gdzieś turniej, grając pokazowe mecze itd.

Jak więc jest naprawdę? Cóż, w ostatnich kilku edycjach widziałem jak o swoją szansę walczyli Francuzi i muszę przyznać, że oni zawsze stanowili dla mnie wzór zaangażowania w taką imprezę (przede wszystkim Gregory Gaultier). W tym roku wydawało się, że damska reprezentacja Francji ma szansę na tytuł, ale potrzebowały do tego zwycięstwa Camille Serme nad Laurą Massaro. Serme jednak nie tylko nie wygrała, ale odebrała bolesną lekcję squasha. I to na oczach całej, liczącej na nią reprezentacji.

Po meczu Francuzka po prostu podziękowała przeciwniczce i zeszła z kortu. Wydawało mi się, że porażkę przyjęła względnie dobrze, ale dopiero, kiedy kilka minut później wyszedłem na zewnątrz hali zobaczyłem ile to dla niej znaczyło. Nie przesadzając, to było najsmutniejsze co w swoim squashowym życiu widziałem. To nie była histeria, ale trudny do wyrażenia, wielki żal i zawód z powodu własnego występu. Serme płakała jak mała dziewczynka. Współczułem jej, ale też w tym momencie miałem odpowiedź na swoje pytanie.

Już wiedziałem „ile to dla niej znaczy”.

REPREZENTACJA POLSKI.


Temat rzeka – i to nawet bez wchodzenia w wyniki naszych zespołów! Tematem rzeka byłoby porozmawianie o tym, na ile „zespół” w ogóle istniał. Może to konsekwencja kilku długich, ponad godzinnych dyskusji z pewnym zagranicznym gościem imprezy ciągle powtarzającym: „spójrz na reprezentację Anglii, spójrz na Francuzów – czemu nie bierzecie z nich przykładu?!”. Chodziło mu między innymi o to, że te drużyny wszystko robiły razem: jadły, rozmawiały, wygrywały, przegrywały, a na końcu bawiły się wspólnie na bankiecie na koniec Mistrzostw.

Nasza drużyna? „Not so much”, można powiedzieć w jego języku.

Po pierwsze zagadka: jak myślicie, który z zespołów grających w tym turnieju NIE mieszkał w (bardzo, bardzo ładnym) hotelu, w którym mieszkały wszystkie pozostałe reprezentacje? Zgadliście. Inne pytanie: gracze należący do szerokiej kadry, której reprezentacji (gracze – dodam – którzy przez ponad rok stawiali się na zgrupowaniach przygotowawczych) musieli płacić za swoje bilety wejściowe, żeby dopingować kolegów kadrowiczów? Tak.

Wymieniam tylko dwa przykłady, ale było ich więcej. Mniejszych i większych. Ostatecznie trudno wskazać tutaj kogoś winnego, ale część pretensji można mieć do sztabu reprezentacji. To oni mają wyznaczać standardy, zbudować zespół, kupić karnet na paintballa, bilet dla wszystkich do kina na Civil War czy jakieś inne zbliżające ludzi aktywności.

Chociaż, czy to by coś zmieniło? W świat idą wyniki. Czy gdyby wszyscy nasi kadrowicze byli gotowi za siebie umrzeć, to pokonalibyśmy Duńczyków w turnieju męskim albo Hiszpanki w turnieju damskim? Niekoniecznie. – To nie jest ważne, czy wygraliby te mecze. Ważne, żebym oglądając ich uwierzył, że oni wierzą, że wygrają – kontrował mój zagraniczny rozmówca.

KTO TAŃCZY NAJLEPIEJ?


Impreza dla zawodników na koniec turnieju, to dobra polska tradycja. Moim dobrym zwyczajem jest natomiast trzymanie się zasady, że to, co dzieje się na tych imprezach, zostaje na tych imprezach. Nadal się tego trzymam.

…no, ale w ramach uchylenia rąbka tajemnicy mogę powiedzieć tylko, że jeśli wyniki z kortu do squasha przemnożyć przez to, która reprezentacja królowała na parkiecie, to Anglicy byliby daaleko za podium!

KIEDY TO POWTÓRZYMY?


Wieść o tym, jak dobrze Kahuna robi eventy na pewno pójdzie teraz w świat więc nie będzie miała problemu z zorganizowaniem np. mocno obsadzonego turnieju PSA w Warszawie. Jeszcze raz gratulacje dla organizatorów i… już nie mogę się doczekać powtórki!

Do przeczytania za 7 dni!

.
.

Adrian Fulneczek
adrian.fulneczek@gmail.com

 


ZAPISZ SIĘ DO DARMOWEJ PRENUMERATY!
CO TYDZIEŃ E-MAIL Z PRZYPOMNIENIEM O NOWYM TEKŚCIE:

Dodaj komentarz